Tak to się zaczęło...

 

-> Klikając na tytuł posta przekierujesz się do miejsca, w którym został opublikowany, dzięki czemu możesz przeczytać komentarze innych i dodać swój ☺ <-

 

Good bye 2013! "DWA SŁOWA", które zmieniły mnie bezpowrotnie...


Ten rok zaczął się bardzo pracowicie bez chwili wytchnienia. Odetchnęłam dopiero w kwietniu podczas upragnionego urlopu, na którym nie byłam od 5 lat.
Ale nie na długo...
Maj nie był dla mnie łaskawym miesiącem.
Pewnego dnia uklęknęłam przed szafą i zaczęłam płakać jak dziecko.
Tak pisałam w jednym z postów na fp : "(...) „Nagle” moje ciuchy były o 2 rozmiary mniejsze i kompletnie nie miałam się w co ubrać. I wcale to nie było tylko babskie gadanie, ja naprawdę nie miałam co na siebie włożyć. Z każdym dniem słońce przygrzewało coraz bardziej, a ja miałam tylko jedna parę spodenek i koszulki oversize, które pozornie maskowały moją oponę. Miałam wybór: albo zmieniam garderobę z roz.36/38 na 40/42 albo biorę się za siebie i znów mogę nosić moje „perełki”.
Decyzja zapadła: BIORĘ SIĘ ZA SIEBIE!
Nawet gdybym zmieniła garderobę to i tak musiałabym patrzeć każdego dnia na mój wszechobecny cellulit, galaretowate ciało. A to spędzało mi sen z powiek. (...)".
Jeszcze nie wiedziałam jak, ale wiedziałam, że chcę to zrobić.
Pod koniec maja wydarzyło się coś, czego nikt się nie spodziewał.
Ten dzień pamiętam jakby to było wczoraj. Wiało, lało, szybko zrobiło się ciemno. Dokładnie pamiętam z kim rozmawiałam przed tym co miało się wydarzyć...
Kończyłam pracę i myślami już byłam w domu. Usłyszałam, że ktoś wbiega po schodach. Przede mną stanął chłopak.W kominiarce, z bronią w ręku...Powiedział DWA SŁOWA: "Dawaj kasę!". Nie wierzyłam, że to się dzieje na prawdę, zapytałam czy to żart. Wycelował w moją głowę... Zdałam sobie sprawę, że to nie żarty. Wtedy świat się zatrzymał... W ciągu kilku sekund przeleciało mi przed oczami całe moje życie. Myślami byłam z moim synkiem, mężem i rodzicami. Później mój świat runął, rozpadł się na milion kawałków... Czułam totalną nie moc. Wziął to, po co przyszedł. Dla mnie życie było cenniejsze niż walka o kilka złotych. Fizycznie nic mi się nie stało.Wybiegł i rozpłynął się w powietrzu. Oprócz mnie i kamer rejestrujących całe zdarzenie nikt nic nie wiedział, nikt nic nie słyszał. Włączyłam alarm, ale już nie byłam w stanie zadzwonić na policję. Zadzwoniłam do męża: "Był napad z bronią w ręku, wezwij policję". Tylko tyle wydusiłam z siebie. Ochrona przyjechała po 3 minutach, policja po 5... Cała noc przesłuchań, poszukiwań... tego dnia (nocy) napastnika nie schwytano.
Zaczął się koszmar. Nie spałam, nie jadłam, tylko piłam hektolitry energetyków, coli i wody. Byłam wykończona psychicznie i fizycznie. Ocean niekończących się pytań... Zaczęły przychodzić pielgrzymki klientów, po to by zobaczyć laskę, która przeżyła napad. Niektórych z nich nawet nigdy wcześniej nie widziałam na oczy. Wtedy pojawiły się różne wersje wydarzeń, oskarżenia typu: "sama zleciła napad", komentarze: "broń była z czekolady", krytyka:"dlaczego oddałam pieniądze i nie zaatakowałam napastnika". Przestałam czytać komentarze w internecie, oglądać telewizję. To było ponad moje siły.
Te wydarzenia również zrobiły odsiew śród moich znajomych, pojawiło się kilku nowych. Pozostali Ci wartościowi.

Niestety nic nie zapowiadało, że zdołam pozbierać się po tym wszystkim, z każdym dniem było tylko gorzej. Dobijało mnie ciągłe rozpamiętywanie co by było gdyby... Skoro nikt z najbliższych nie jest w stanie mi pomóc, to może pora udać się do specjalisty? Ale zanim zdecyduję się na taki krok, postanowiłam sama znaleźć sposób, by uleczyć swoją duszę i ciało.

I wtedy przypomniałam sobie, że przecież jest "ta Chodakowska"?! Obiecuje, że w fitnessie znajdę właśnie to czego potrzebuję. Zaczęłam szukać w internecie, śledzić jej fp. Zrobiłam pierwszy trening. Cholernie mi się spodobało! Choć przez chwilę nie myślałam o tym co się wydarzyło. Chciałam więcej i więcej...
Ogarnął mnie "fenomen Ewy Ch." . Skończył się po miesiącu. Ale nie zrezygnowałam z fitnessu, nie mogłam się poddać mimo, że czasami ledwo podnosiłam się z łóżka  po treningach. Nie chciałam, bo nie przerywa się "terapii", która daje efekty. Moje konto prywatne na fb było przepełnione hasłami motywacyjnymi, pisałam o swoich treningach, nie potrafiłam już o niczym innym myśleć. Moja przygoda z fitnessem stała sie pasją. Kilka babek zainteresowało się tym co robię, inni nie wyrażali zdania, ale byli i tacy, którzy nie rozumieli po co to robię, twierdząc, że cholernie musi mi się nudzić. I wtedy urodził się pomysł o założenia swojego fanpage. Bardzo nie lubię tego określenia, ponieważ jestem zwykłą babką, która chce przekonać, że sport to nie tylko walka o piękne ciało, to również stan umysłu. Nie mam fanów, bo nie jestem gwiazdą, na moim fp po prostu otaczają mnie osoby, które mnie lubią.
Usiadłam do kompa, założyłam profil z myślą o 4 osobach i tak to się zaczęło... Skąd nazwa Fitness Wiecznej Optymistki? Myślę, że tego nie muszę wyjaśniać. Mam nadzieję, że fecebook oddaje jej znaczenie.
Po treningach z Ewą przyszła pora na Mel B, później Jillian Michaels, testuje wszystko co wpadnie mi w oko, teraz głównie ćwiczę z Beatką z Be Fit Woman. Łącznie stracone 23 cm.


Od 29 lipca poznałam wiele fantastycznych, mądrych i pełnych pasji ludzi. Dzięki fit-spotkaniu, który odbył się w połowie grudnia w Poznaniu wirtual stał się realem. Niektóre znajomości przerodziły się w przyjaźń.


Ten post mogłabym pisać w nieskończoność, ale głównie chciałam się skupić na tym, o czym nigdy wcześniej nie napisałam. Po co dziś opowiadam swoja historię? Ponieważ dziś jest ostatni dzień roku i odpowiedni czas, by zamknąć go na dobre. Wyrzucam to, co już dawno powinno być wyrzucone. Tych wydarzeń nie wymażę z pamięci, ale przekraczając rok 2014 zabieram pod pachę tylko te miłe wspomnienia, a te niemiłe zostawiam daleko w tyle.

Z tego miejsca chciałabym Wam podziękować za to, że jesteście, za to że mnie wspieracie. Dzięki Wam spełniam moje marzenia. Pamiętajcie! razem zmierzamy na szczyt <3

Jedno jest pewne, gdyby nie moje "osobiste trzęsienie ziemi" nie byłoby mnie teraz, gdzie właśnie jestem.

Tym postem chciałam Wam pokazać, że bez względu na to jakie tragedie i traumatyczne przeżycia nas dotykają, warto walczyć o siebie i o spełnienie marzeń. Moim marzeniem jest bycie szczęśliwą, tak po prostu. 

W Nowym Roku życzę Wam i sobie zdrowia. Jeśli będziemy zdrowi wszystko pokonamy. 
Do siego roku!


Ps. Nadzieja umiera ostatnia... Napastnik został schwytany, broń była palna.


1 komentarz:

  1. podczas czytania, z początku myślałam że chcesz mnie wkręcić z tym napadem !
    Dobrze że tylko tak to się skończyło, pchnęło Cię do przodu, i teraz jesteś we właściwym miejscu :)!
    powodzenia dalej kochana !

    OdpowiedzUsuń

Czekam na Twój komentarz :)

Aktywni w tej chwili :)